sobota, 16 grudnia 2017

Odchodzi

Od bloga odchodzi Earl Hopper, wraz ze swoim synem Clivem, mamy nadzieje, że kiedyś wrócą ponownie do schronu.

Od Ririchiyo cd Earla i Kiuyki'ego "Postapokalipsa"

Z cichym pomrukiem przewróciłam się na bok i wtuliłam twarz bardziej w poduszkę. Było mi tak przyjemnie, tak ciepło i błogo... Na próżno próbowałam odszukać ostatni raz, kiedy się tak czułam. I to poniekąd dało mi do myślenia. Kolejną rzeczą, która skłoniła mnie do trzeźwiejszego namysłu, była czyjaś rozmowa.

Otworzyłam powoli powieki, krótkim spojrzeniem ogarniając jasne pomieszczenie. W oczy rzucały się przede wszystkim blade kolory, które kojarzyły mi się jedynie ze szpitalem. Ale co ja bym robiła w szpitalu? Ponownie otworzyłam oczy, już na dłużej, dlatego dostrzegłam więcej niż poprzednio. Skupiłam swój wzrok na dwóch postaciach siedzących na krzesłach, które początkowo były dla mnie zupełnie niewyraźne. Dopiero po kilku sekundach w rozmazanych postaciach udało mi się dostrzec zarysy dwóch mężczyzn.

Podniosłam się na łokciu, uważnie obserwując obu, a drugą ręką pocierając bok głowy. Blondyn podniósł się z siedzenia i podszedł do mnie, nakazując wcześniej gestem ręki białowłosemu pozostanie na swoim miejscu. Wyciągnął z kieszeni niewielką latarkę i zaczął świecić mi nią po oczach, przez co szybko odepchnęłam jego rękę.

- Nic mi nie jest... - Warknęłam, przenosząc spojrzenie na spokojnego chłopaka w jasnym ubraniu, który posłusznie siedział na krześle. - Gdzie ja właściwie jestem?

- W Tokijskiej Stacji Badawczej. - Blondyn odpowiedział pogodnie, odwracając się do szafki, na które leżały przeróżne rzeczy. Prychnęłam cicho, ześlizgując się z pościeli na chłodną posadzkę. Zerknęłam na swoje stopy, które odziane tylko w ciemny materiał odznaczały się od białych kafelków. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, w poszukiwaniu swojej torby, która spoczywała koło drzwi prowadzących, jak liczyłam, na korytarz.

Nim złotowłosy zdążył odwrócić się ponownie w moją stronę, śpiesznym krokiem ruszyłam do drzwi, przy okazji zabierając swoją własność. Nim zniknęłam za drzwiami, zdążyłam jeszcze obdarzyć nieprzyjemnym spojrzeniem białowłosego, który siedząc spokojnie na krześle, obserwował mnie uważnie.

Tuż za zakrętem moich uszu dobiegły krzyki mężczyzny za moją osobą, ale niespecjalnie się tym przejęłam. Niestety prawdopodobnie cały budynek wyłożony był płytkami, na których bez obuwia się ślizgałam, dlatego przerzuciłam pasek od torby przez ramię i przytrzymując się ściany, pomknęłam przed siebie najszybciej jak mogłam.

- Stój! Zatrzymajcie ją! - Krzyki za moimi plecami zwróciły uwagę dwóch rosłych ochroniarzy, którzy stali kilka metrów przede mną. Gdy tylko zrozumieli polecenie, zagrodzili swoimi ciałami całe przejście. Może gdybym była większa, sprawiłoby mi to kłopot, jednak ze swoim wzrostem, z łatwością prześlizgnęłam się między ich nogami. Dosłownie wskoczyłam na podłogę między nimi, szorując prawym biodrem po gładkich płytkach. Z pomocą ręki podniosłam się zaraz za nimi, starając się nie zwalniać tempa.

- Po prostu oddajcie mi moje ubrania, nie mam zamiaru tu zostawać! - Zawołałam odwracając się do blondyna, który raczej nie planował zrezygnować z gonienia mnie. Widziałam jego twarz dość dokładnie i to jak jej wyraz stopniowo się zmieniał. Początkowo malowała się na niej determinacja, potem nagle wstąpiło ogromne zdziwienie, które natychmiast zmieniło się w przerażenie.

- Clive! - Jedno jego słowo sprawiło, że momentalnie zwróciłam spojrzenie przed siebie na niewielkiego białowłosego(?) chłopca, który patrzył na mnie dużymi oczami, bez większego zdziwienia. Mój mózg szybko zarejestrował schody, przed którymi stał dzieciak i niemal od razu przed oczami pokazała mi się niezbyt przyjemna scena. Odległość między mną a malcem była zbyt duża, bym wyhamowała.

Uderzyłam palcami lewej stopy w podeszwę buta chłopca i poleciałam w przód, zabierając go razem ze sobą. Natychmiast zacisnęłam ręce na jego klatce piersiowej, przytulając do siebie i starając się jak najbardziej ochronić go swoim niewielkim ciałem. Miałam wrażenie, że czas zwolnił, kiedy tuliłam do siebie jasnowłosego, robiąc razem z nim dwa przewroty w powietrzu ponad schodami. To było dziwne uczucie i minęło dopiero, gdy huknęłam plecami o twardą ziemię, robiąc kolejne przewroty z młodym, wtulonym we mnie.

Zatrzymaliśmy się dopiero pod ścianą, o którą oparły się moje nogi. Chłopczyka otulałam szczelnie ramionami, modląc się w duchu, by nic mu się nie stało. Gdy ten się poruszył, poluzowałam uścisk, puszczając go po chwili zupełnie i zerkając w górę na wystraszonego blondyna, który podbiegł do nas nieco zdyszany. Maluch podniósł się ze mnie i przytulił mocno do mężczyzny, który był bardziej wystraszony niż on sam.

- Chryste, Clive, nic ci nie jest? - Przeczesał ręką jego czuprynę, po czym spojrzał na mnie niezadowolony.

- Tato, popatrz. Ta pani ma żelki. - Mruknął chłopiec, spoglądając na moją otwartą torbę, której częściowa zawartość rozsypała się. Również popatrzyłam w tym kierunku, uśmiechając się lekko pod nosem. Może jednak zostanę na trochę?

Odetchnęłam głęboko, sycząc z bólu. Bolała mnie głowa, nie wspominając już o całej klatce piersiowej, która została zmiażdżona z obu stron.



<Kiyuki? Earl? W końcu napisałam, nie krzyczcie>

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Kiedy tylko Hanna przyszła do mnie z propozycją przejrzenia nowego raportu, byłem trochę do tego specyficznie nastawiony. Nie wiedziałem co zrobić, oraz czy na pewno się na to zgodzić. No cóż, mój błąd. Mogłem ją zdegradować, ale tego nie zrobiłem. Jej ubiór był wyzywający, ale już nie chciałem zwracać jej uwagi, na pewno zaraz zaczęła by się bronić i to co mieliśmy zrobić, przedłużyłoby się jeszcze o kilka godzin. Więc grzecznie czekałem z zamkniętymi ustami i słuchałem co do mnie mówiła, szczerze trochę miałem to gdzieś i jednym uchem wchodziło, drugim wychodziło. Cały czas myślałem o Earlu i o tym co się pomiędzy nami wydarzyło. Nie chciałem go ranić jeszcze bardziej, jednak sam nie widziałem co mam z nim zrobić. Mało tego, jak na zawołanie.. Chłopak wszedł, kiedy rozmawiałem z Hanną. Zakładając, sytuacje która była wcześniej.. Znowu sobie coś wmówi, co nie będzie prawdą. Kiedy tylko wyszedł różne myśli chodziły mi po głowie, byłem dosyć roztargniony. I dobrze, im mniej bełkotu Hanny słyszałem, tym lepiej dla mnie. Minęła dobra godzina zanim zabrała dupsko i wyszła z pokoju. Uradowany, uniosłem się z krzesła biorąc przy tym głębszy wdech. Dziś jest wigilia, święto które obchodziłem z rodziną, zanim wszystko się zawaliło. No cóż.. chyba wypada dać swojej połówce coś niezwykłego, tylko.. Co.
- Myśl Maxwell myśl..A... właśnie moja pierwsza wyprawa, kiedy przyniosłem ze sobą szczeniaka.
Szybko zacząłem przeszukiwać półki, aż wreszcie znalazłem to czego chciałem. Po delikatnej niepewności ruszyłem na piętro gdzie mieszkał Earl, Riri i dzieciak. Zapukałem, do drzwi, chcąc dostać się do środka. Jednak nikt mi nie odpowiedział. Uznałem, że wszyscy śpią więc wszedłem do środka, miałem racje. Riri i dzieciak spali, po cichu wszedłem po schodach na górę, zaglądając również do pokoju Earla. Spał jak suseł. No nic..położyłem prezent na jego stole, pisząc tym samym kartkę. Dołożyłem starań, aby wypisać życzenia oraz zachować czytelne pismo. Po spełnionym uczynku zszedłem na dół, już miałem wychodzić jednak powstrzymał mnie pies. Leżał sobie słodko na fotelu i chrapał. Nie wiele myśląc pogłaskałem go delikatnie po łbie. Zaraz również uniosłem go w góre, usiadłem na miejscu, aby chwile później usadowić do sobie na kolanach. Do tego wziąłem książkę, która była niedaleko. Gdyby nie cała sytuacja, powiedziałbym że serio czuje magię świąt.
- Aj.. Maxwell Maxwell.. Stary capie.
Westchnąłem cicho, zabierając się za czytanie. Nawet się nie zorientowałem, a moje powieki zaczęly powoli opadać.

< Earl?>

piątek, 15 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella ,,Nowy start"

Nie spodziewałem się, że mały wybiegnie akurat w miejscu, w którym trwają prace budowlane. Spodziewałem się raczej, że schował się gdzieś z psem i nie chce wyjść, bo jest czymś bardzo zajęty, dlatego kiedy dowiedziałem się o znalezieniu ich, oraz rannego Maksa, byłem w szoku. Clive'a zabrała Ririchiyo prawie od razu. W moim obowiązku było zobaczyć co u Maksa. Oczywiście, James przekazał mi już informacje na temat jego zdrowia, złamany nadgarstek, kilka ran powierzchownych, siniaki. Nic większego, dlatego aż tak się nie spieszyłem. Wszedłem do kliniki w ciuchach roboczych i ruszyłem do jego łóżka. Wciąż byłem nieźle zdenerwowany, moje dłonie się trzęsły. Usiadłem na krawędzi i wpatrywałem się w niego.
- Jak się czujesz? - zapytałem niby normalnym tonem ale sam czułem, że zaraz wybuchnę. Być może tylko ja się zorientowałem. Chłopak usiadł wygodniej.
- Nawet nawet.. wciąż jestem trochę zamroczony, ale tak to.. - i coś pyknęło. Uderzyłem go w policzek robiąc się cały czerwony na twarzy i zacisnąłem palce drugiej dłoni na kołdrze. Jak mógł tak spokojnie..- Za co..?
- Spędzasz tyle godzin w pracy a nie potrafisz zapewnić bezpieczeństwa własnym ludziom? - wysyczałem oceniająco, oraz z ogromnym żalem. Większość jego była jednak nagromadzona z powodu zamartwiania się o jego zdrowie.
- Potrafię, ale jeśli się nie mylę.. chłopiec którego uratowałem należy do ciebie, to twój syn, a ty jesteś jego ojcem. O ile mi wiadomo, to rodzice pilnują swoich dzieci, a nie inni ludzie.
- Jak możesz.. - urwałem, uciszając się. Patrzyłem na niego chwilę dłużej, by cicho dopowiedzieć. - To nie zmienia faktu, że jako przywódca jesteś zobowiązany do zabezpieczenia schronu.. to mógł być ktokolwiek.
- Każdy wie o tym żeby nie wchodzić tam bez uzgodnienia tego ze mną, ale jak widać dziecięca ciekawość ma w dupie zasady. Przynajmniej nikt nie ucierpiał.
- Chcesz powiedzieć, że to moja wina tak? - warknąłem. - Zwalasz winę.. pilnowałem go. To ty zawiniłeś.
- Sam to powiedziałeś - wzruszył ramionami. - Pragnę tylko powiedzieć, że później powiedziałeś mi na korytarzu o tym, że ci gdzieś przepadł, więc tak, po części to twoja wina, ale dobrze - zaczął odpinać wszystkie kabelki. - Uznaj, że całe zło świata to moja wina, uznaj że to, że się urodziłem to też moja wina - zaczął się podnosić.
Spojrzałem na niego i obserwowałem jak powoli odpinał się od aparatury, przy czym uważał na lewy nadgarstek który miał w gipsie razem z przedramieniem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Kiedy zbliżał się do wyjścia, złapałem go za ramię i zatrzymałem.
- To nie tak.. ja tak nie myślę.. proszę, połóż się.
- Położę się, ale dopiero u siebie. W swoim łóżku.
- Rozumiem.. - westchnąłem cicho i spuściłem głowę. Cholera, znowu to zrobiłem, raniłem go bez powodu. - Odpoczywaj..
- Będę - zaraz zniknął mi z oczu. Musiałem dać sobie chwilę, żeby uspokoić szybko bijące serce. On wszystko źle rozumiał.. wszystko źle mówiłem. Chciałem tylko żeby dotarło do niego, jak bardzo ryzykował, ale ja przecież jestem mu wdzięczny, to nie tak miało być.
- Cholera - przekląłem głośno i odchyliłem głowę, zamykając oczy, z dłońmi w kieszeniach fartucha. Do dupy. Zostałem w klinice jeszcze kilka godzin zanim poszedłem do pokoju by odpocząć i porozmawiać z Clive'm. Kucnąłem przy nim i złapałem go za ramiona, tłumacząc dosyć ostro, że przez niego ucierpiał ktoś inny i ma się trzymać wyznaczonych miejsc.. Ares patrzył na nas skulony w kącie.
- Nie chciałem.. - wymamrotał cicho chłopczyk i poszedł przytulić się do psa.
- Wiem kochanie - mimo, że byłem w strasznym humorze, udało mi się uśmiechnąć. Przebrałem się, zabrałem za wypełnianie papierów i w ciszy skupiłem. Jeszcze tego samego wieczoru przyszedł do nas przywódca, ale nie prowadziłem z nim żadnej rozmowy.
- Kiedyś, ktoś nie zdąży i stanie ci się krzywda - zwróciłem uwagę na te słowa i cicho, w duszy, poparłem te twierdzenie. Wyszedł.. i zostawił nas w dwójkę, samych. Na następny dzień, po pracy i przerwie obiadowej, zostałem zaczepiony przez Ashwortha. Nauczyłem się już ignorować jego zaczepki, ale dzisiaj byłem wyjątkowo zdołowany i potrzebowałem jakiejkolwiek rozmowy. Właśnie siedziałem przed kliniką, kiedy podszedł.
- Kociaku, za cichy dzisiaj jesteś - opadł na krzesełko obok i objął mnie ramieniem, a ja opadłem bokiem na jego kolana, przekręciłem się i teraz leżałem głową na nich, a dupą na drugim krześle.
- Nie ma rady, jestem zakochany - wyrecytowałem słowa z książki którą ostatnio wspólnie czytaliśmy i przeciągnąłem się, by zagapić na lampę na suficie. On zaś podrapał się po szyi.
- Chodzi o tą akcje z Clive'm, co? - pokiwałem. - Wiesz, nie możesz być na niego zły za błędy młodego. Sparda ma i tak wystarczająco dużo zajęć.
- Wiem James.. byłem po prostu zdenerwowany.. - wyburczałem.
- Zawsze taki jesteś gdy chodzi o pana dupka.
- Mojego Pana Dupka - fuknąłem. Zaśmiał się mocno, choć i tak oboje wiedzieliśmy, że był to śmiech udawany. Już miał coś mówić, kiedy, jak na zawołanie, podszedł do nas Maks. Podniosłem się do siadu.
- Earl, mogę cię prosić na chwilę? - zapytał dosyć formalnym tonem, na co wstałem i kiwnąłem, idąc za ukochanym. W drodze, pokazałem jeszcze fakena współpracownikowi, a ten odwdzięczył się tym samym. Odeszliśmy trochę i stanęliśmy, a on nabrał wdechu.
- Myślałem nad twoją pozycją.. - tutaj ściągnąłem do siebie brwi. - Po wczorajszym nie jestem już taki pewien, czy jesteś dobry na to stanowisko.
- Słucham? - zamrugałem. Kurwa. Znowu zabolało prosto w serce. Byłem gotów zacząć się żalić, ale szybko zrezygnowałem.
- Na razie cię zawieszę, dopóki tego nie przemyślę.
Odwróciłem wzrok. Na usta cisnęło mi się tak wiele słów, że to aż bolało, by ich nie wypowiedzieć. On jednak odszedł szybciej, niż ja zdążyłem je z siebie wyrzucić. Gdy tylko zniknął w windzie, wróciłem się do James'a i opadłem na krzesło, zakrywając twarz dłońmi.
- ..grubo.
- Zamknij się, Ashworth - powiedziałem tak cicho, że nie miało już w sobie nic z groźnego tonu.
- Po prostu ci współczuje, Hopper.
Maks nie żartował mówiąc, że mnie zawiesi. Już na następny dzień wszyscy wiedzieli, że nie mają się mnie słuchać, a niektórzy żartowali, że skończył się nasz miesiąc miodowy i mogę mi nagwizdać. Ignorowałem te zaczepki przez długi okres, ale w dzień Bożego Narodzenia nie potrafiłem. Wszystko za mocno na mnie działało. Zostałem więc z synem w pokoju i udekorowałem kartonową choinkę, którą zrobił z Ririchiyo. Przyniosłem nam również słodycze, elektryczny grzejnik i kilka świeczek, które zapaliliśmy na stole. Wspólnie zasiedliśmy do kolacji, która wyjątkowo zawierała w sobie ładnie ułożone na talerzu pierogi, oraz trochę barszczu. Oj długo musiałem prosić, by wybłagać o to kucharza. Zamiast opłatkiem, podzieliliśmy się żelkiem i wmuciliśmy danie, a potem nauczyłem go śpiewać kolędy, które rozbrzmiały w całym schronie. Było wyjątkowo, nawet jeśli byliśmy sami. Złożyliśmy sobie życzenia i wspólnie zaczęliśmy się bawić. Nie każdy zrozumie, ale dla mnie każdy przytulas z tym małym chłopcem był bardzo ważny. Chciałem, by dorastał w miłości i opiece, a gdy się uśmiechał wiedziałem, że robię coś dobrze. Wybiła godzina pierwsza, kiedy maluch usnął mi w ramionach w połowie kultowego filmu świątecznego sprzed kilkunastu lat. Nie wyłączyłem go, oglądałem do końca, a potem odsunąłem go od siebie i przykryłem mocno kołdrą, głaszcząc po włosach. Nie widziałem Maksa od trzech dni.. może i byłem na niego zły, może i byłem też zawiedziony, ale w końcu w wigilię wybacza się każdemu. Na moje miejsce wskoczył Ares, kiedy tylko ruszyłem do pokoju przywódcy. A tam, gdy otworzyłem drzwi.. zobaczyłem Maksa siedzącego przy biurku, oraz Hannę obok niego. Pochyleni byli nad papierami, pewnie zaproponowała mu pomoc, ale mój mózg od razu skupił uwagę na tym jednym szczególe, jakim był fakt, że piersi dziewczyny były ledwo zasłonięte przez skąpą koszulkę, a on był tak blisko niej..
- Oh, przepraszam, miałem zapukać.. - skłamałem, a oni oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Zrobiło mi się głupio. - Uh.. chciałem tylko życzyć wesołych świąt, zanim pójdę spać.. to.. wesołych świąt.
Wymamrotałem na wdechu i wyszedłem z pokoju, powoli zamykając drzwi. Odszedłem kilka kroków i przetarłem twarz, stając. Co ja sobie myślałem. Nie mam też prawa być zły.. nie tym razem. Nie przyszedłem do niego..
- Ani on do mnie - burknąłem do siebie. Bez czekania, wszedłem do windy i pojechałem na piętro swojego pokoju. Nie szedłem na górę do sypialni, zamiast tego usiadłem na schodkach i bawiłem się świeczką, którą zostawiłem zapaloną w salonie, a inaczej dwu łóżkowym pomieszczeniu, z którego wszyscy korzystaliśmy.

| bum |

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Z dnia na dzień było ze mną coraz lepiej, nie czułem się przemęczony, czy zestresowany. Tej nocy, kiedy Earl zajmował się mną tak delikatnie, nie mam prawa zapomnieć. Była cudowna, boska. Co jak co, nie mogłem zapomnieć o swoich obowiązkach. Mój chłopak pomagał mi w papierach, ale to nawet za dużo roboty. Jak na niego. Pozwoliłem mu tak ze mną popracować kilka dni, po których powiedziałem, że od danego momentu mogę sobie poradzić sam. Kiedy tylko wróciłem do pracy, pierwsze co to opierdoliłem Hanne, za to co zrobiła. Oraz dałem jej ostrzeżenie, że jeśli raz zrobi coś takiego, a zawieszę ją na określony czas. Nie pozwolę, by takie byle kobiety zniszczyły coś, co ledwo udało mi się uratować. Nie tym razem. Moje całe zaufanie do niej legło praktycznie w gruzach, razem ze spokojem i zdenerwowaniem. Miałem to gdzieś, teraz najważniejszy był dla mnie Earl, moje słoneczko. Niestety teraz musiałem go dzielić między dzieciaka i psa, który znalazł się w schronie dzięki mnie. No cóż..bycie królem na całej szachownicy było wkurwiające i praktycznie nie do zniesienia. Mieliśmy oddzielne pokoje, przez co mój chłopak praktycznie podróżował. Zaklinałem siebie w myślach, kiedy tylko wyobrażałem sobie tego bachora, śpiącego w jego ramionach praktycznie codziennie. Miałem cichą nadzieje, że się go kiedyś pozbędę. i Earl będzie tylko i wyłącznie mój.

* Dwa tygodnie później *

Odkąd wróciłem do pełni zdrowia zacząłem pracę nad pokojami, oraz niższymi piętrami. Potrzebowaliśmy więcej miejsca niż normalnie. O wszystko musiałem się zatroszczyć, nie było czasu na pomyłki. Przechadzałem się spokojnie korytarzem, kiedy to przypadkiem wpadłem na kogoś. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem Earla. Dziwne, o tej porze powinien być w klinice..
- Um.. szukasz czegoś? stało się coś?- spytałem pospiesznie.
- Cliva nie ma praktycznie od godziny, szukam go i szukam.. - wziął głęboki oddech, zaraz spojrzał na mnie błagalnie.
- Poczekaj, uspokój się chłopie. Pomogę Ci go znaleźć. Na pewno nie przepadł i musi gdzieś być, może bawi się z tobą w chowanego.
- Max.. - mruknął poddenerwowany.
- No już dobrze, dobrze, nie bój żaby. Znajdziemy go, weź Riri i zacznijcie od samej góry, ja zacznę od niższych pięter, spotkamy się w środku.
Niezwłocznie ruszyłem w stronę windy, nie czekając na żadne słowa. Trzeba było tego dzieciaka znaleźć, sam mógł sobie coś zrobić, albo co gorsza, zepsuć ważny sprzęt. Kiedy tylko zjechałem na sam dół zacząłem go nawoływać, szukać. Nie mógł wyjść ze schronu, za dużo strażników pilnuje wejścia. Trochę musiałem zwolnić tempo pracy, bo nasze piętra były jeszcze w remoncie. Wszystko było dosyć niebezpieczne, jeśli nie wiedziało się jak chodzić i gdzie chodzić. Przeszukawszy cały sektor, chciałem się już wrócić. Jednak.. znajoma sylwetka, pasująca do opisu zatrzymała mnie. To był dzieciak, na pewno on.. Siedział razem ze szczeniakiem, pod ścianą która ledwo się trzymała. Jutro miała zostać zburzona go końca, a on właśnie dzisiaj musiał na nią trafić. No Cholera!. Już chciałem wołać ich obu, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu w tym samym czasie kiedy, to oboje zaczęli się bawić w berka. Niby wyglądało to niewinne, ale niebezpieczeństwo dalej istniało. Podszedłem wystarczająco blisko, jednak moje serce praktycznie stanęło, kiedy to Clive wleciał na ruchliwą ścianę. Padł tyłkiem na ziemie, a z góry zaczął się sypać tynk. Moja reakcja była natychmiastowa. Skoczyłem w ich kierunku, by jak najszybciej wypchnąć ich w miarę bezpieczne miejsce. Sam zaś nie zdążyłem się wydostać. Poczułem jak kamienie przygniatają moje ciało, odbierając mi dech w piersi. Nie miałem siły się podnieść, czy krzyczeć o pomoc. Dzieciak nie dałby rady tego samego unieść. Ugh.. słabo mi.. moja głowa.

< Earl>

czwartek, 14 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella ,,Nowy start"

Westchnąłem cicho i przymknąłem na chwilę oczy, skupiając się na ciszy i jego uścisku, oraz dłoni, które spletliśmy. Martwiłem się, że to co zrobiłem z zazdrości będzie go stresować i sprawiać, że oddali się ode mnie na dobre, ale jak widać, za bardzo się kochaliśmy, by rozdzieliła nas taka ,,błahostka". Wreszcie zamruczałem lekko i przeciągnąłem się, niby to przypadkiem, przekręcając się i wchodząc na niego, by zawisnąć tuż nad twarzą ukochanego. Uśmiechnąłem się słodko, dając mu krótkiego całusa.
- Nie wiem po co pytasz, oczywiście.. - tu na chwilę przedłużyłem, patrząc na jego twarz, która się rozjaśniła. - ..że zrobie to za ciebie, a ty grzecznie pójdziesz po herbatę i posiedzisz mi na kolanach.
- Będzie ci niewygodnie, z resztą, to moja praca - powiedział, ale mnie bardziej uradował fakt, że kąciki jego ust poszybowały w górę. Wywróciłem oczami i cmoknąłem jeszcze jego szyję, schodząc na ziemię.
- Więc usiądziesz na fotelu i obejrzysz film - rzuciłem, spoglądając na stertę papierów i ledwo powstrzymałem jęk, gdybym pokazał, jak bardzo mi się nie chce, na pewno sam by się za to zabrał.
- Jesteś kochany - szepnął. Nie było to w jego stylu, by się tak szybko poddawać, zawsze kwestionował moje pomysły i decyzje, więc zdziwiony uniosłem brwi. - Ale potem oboje odpoczywamy. Ty też nie wyglądasz za dobrze. Boje się, że znowu..
- Przystojniaku - przerwałem mu, zdejmując koszulkę i złapałem za czystą, która leżała ładnie złożona na jednej z jego szafek. Zostawiłem ją jakiś czas temu, na wszelki wypadek. - Daje radę.
- Mam nadzieje..
Schował się jeszcze na chwilę pod kołdre, patrząc na mnie kiedy ogarniałem mały syf w jego pokoju, a potem faktycznie wstał i wyszedł, idąc do kuchni po dzban z herbatą. Byłem mu wdzięczny, co jak co, szykowało się cholernie długie siedzenie nad czymś, co nie miało w sobie nic ciekawego, a wręcz przeciwnie. Ale.. jest jak jest. Kiedy wrócił, siedziałem już nad częścią roboty i próbowałem nie ziewać za każdym razem, gdy przypominałem sobie, że to dopiero któraś z rzędu kartka, na dwa stosy. Położył dzbanek i szklanki na biurku gdzie było miejsce, a potem przysunął sobie fotel i usiadł na nim, łapiąc za laptopa. Widząc, że nie jest jakoś ciepło ubrany, wstałem i zakryłem go kocem, z zadowoleniem przyjmując kolejny uśmiech posłany w moją stronę. Minęło może piętnaście minut, od kiedy w ciszy zajęliśmy się sobą. To jest, dopóki w pokoju nie zabrzmiały dźwięki jakiegoś filmu, którego nigdy nie widziałem. Skupiony.. słysząc pewną konwersacje postaci, zamyśliłem się na całkiem inny temat. Nie ruszałem długopisem już którąś minutę, kiedy chłopak zauważył, że się zaciąłem i zawołał moje imię.
- Oh, wybacz - przetarłem twarz i dopisałem coś, a potem znowu kilkadziesiąt sekund pozostałem bez ruchu. Chciałem.. wiedzieć kilka rzeczy. - Maks..
- Tak? - wymamrotał, gapiąc się na ekran swojego sprzętu. Ja również mówiąc, pisałem dalej w raportach i podpisywałem się.
- Kiedy.. eh - wziąłem wdech. - Myślisz czasami o tym chłopaku, o którym opowiadałeś mi na początku naszego związku..?
- Chodzi Ci o Ethana? - zrobiłem rachunek pamięci i pokiwałem. -  Czasami myśle jakie robiliśmy akcje, jeszcze jako przyjaciele. Nasz związek nie trwał długo. Więc nie martw się, nie myśle o nikim innym.
- Nie martwię się.. - odparłem na jego stwierdzenie i zerknąłem w jego stronę, a potem znowu skupiłem wzrok na literkach. Nie na długo. Minutę później odezwałem się ponownie. - Jaki on był?
- Miał kasztanowe włosy, ciemną karnację, delikatny charakter.. był miły i uczynny, praktycznie ani razu się na nim nie zawiodłem.
Delikatny charakter.. nie zawiodłem.. poczułem coś dziwnego, nie była to zazdrość, złość, czy smutek. Po prostu coś mnie zabolało, tuż przy piersi, ale zignorowałem to, tak samo jak i nagłe poczucie zimna.
- Wydaje się dobrym człowiekiem.
- Był dobry - po tych słowach, nie pytałem już o nic więcej. Przymknąłem się i próbowałem wykonać pracę bez zbędnego zawieszania się, ale mimo to i tak co jakiś czas musiałem brać chwilę przerwy, albo łykać herbaty, żeby dosyć nieprzyjemne myśli nie zaprzątały mi głowy. Chłopak skończył oglądać pierwszy, toteż ostatnie pół stosu zrobiliśmy wspólnie i streściłem mu też, o czym była cała reszta. Odłożyliśmy wszystko na półkę, a potem oparliśmy się o biurko tyłem, patrząc przed siebie. Ja odchyliłem nieco głowę, zmieniając obiekt zainteresowania na sufit.
- Czasami myślę, ile to ja razy zrobiłem coś, co cie zraniło.. i dlaczego wciąż mi wybaczasz.
- Bo cię kocham - zaśmiałem się delikatnie. - No co?
- Po prostu.. to tak nie działa - chłopak odwrócił głowę w moją stronę, a ja zaś wzrok z sufitu przeniosłem na podłogę. - Odkąd tu jestem, ciągle coś robie nie tak. Ciągle przeze mnie dzieje się coś złego. Cholera, nie ma chwili, żebym cie nie zranił Maks. Jedyne w czym jestem dobry, to pomaganie ludziom.. ale przecież, Ethan na pewno robił to lepiej.
Odepchnął się od biurka i stanął przede mną, a ja uniosłem twarz, gapiąc się wprost w jego oczy.
- Pieprzysz głupoty kocie, przestań się tak dołować i zaniżać swoją wartość - szkoda, że te słowa od razu nie wbiły mi się do głowy.
- Wiesz.. może jednak Hanna byłaby lepszą partią dla ciebie - jak tylko to powiedziałem, poczułem na policzku siarczyste uderzenie, jednak nie na tyle mocne, bym odwrócił głowę. Po części się go spodziewałem, więc przymknąłem tylko oczy. Maks syknął coś do siebie i niespodziewanie, zaczął wymieniać rzeczy, które uważał za dobre. Wymienił też opiekę nad Clive'm.. złapał mnie za ręce i przewiesił sobie przez szyję, przybliżając się i sam objął mnie w pasie, kładąc czoło na moim.
- Earl, gdybyś nie zasługiwał, nie byłbyś tu teraz.. znasz mnie. A gdyby Hanna była odpowiednia na twoje stanowisko.. i odpowiednia dla mnie, to ona leżałaby w moim łóżku, ją obejmowałbym i to ona byłaby zastępcą. Ale widzisz, kto inny zajmuje te pozycje.
Rozczuliłem się. Chciałem to wszystko usłyszeć i dostałem to jak na zawołanie. Wtuliłem się w niego i chętnie odpowiedziałem na pocałunek, którym mnie uraczył. Był lekki, dlatego z lepszym humorem, gdy tylko go przerwał, uśmiechnąłem się i zażartowałem.
- W łóżku też jestem lepszy od Ethan'a? - powiedziałem to żartobliwym tonem, ale mój partner kompletnie obrócił sprawę. Pochylił się przytulając ponownie i szepnął prawie, że do mojego ucha.
- Może pokażesz mi, jak dobry potrafisz być? - przez całe plecy przeszedł mi dreszcz. Zagryzłem wargę i zrobiłem się nieco czerwony, ale pamiętając sytuacje ze stalową zabawką, nieco ostudziłem swój zapał.
- Musi cie to jeszcze boleć.. - podsunąłem i delikatnie palcami przejechałem po jego boku, lekko wjeżdżając pod koszulkę. Jego skóra była gorąca, koniuszki moich palców zaś - lodowate, dlatego od razu widać było jak włosy stają mu dęba.
- Może trochę.. - on również, bardzo delikatnie, pogładził mój policzek i uśmiechnął się, kiedy zamruczałem. Może.. gdybym tak..
- Chcesz się kochać? - zapytałem szeptem, nie chcąc znowu wypaść na tego, który robi coś na siłę. Zagapiłem się w jego oczy, ale wciąż subtelnie gładziłem jego skórę, zataczając na niej okręgi. Ugryzł się w wargę.. i pokiwał. Było inaczej niż do tej pory. Wszystko odbywało się powoli, zdjęliśmy z siebie koszuli i okręciliśmy. Usiadł na biurku i pozwolił mi badać swoją klatkę piersiową mokrymi pocałunkami, które kończyły się na jego słodkich wargach. Nie śpieszyłem się. Chciałem go, ale chciałem również by zobaczył, że mi zależy. Zsunąłem z nas spodnie i chwilę później objąłem oba nasze przyrodzenia jedną dłonią, poruszając nią w górę i w dół zmysłowo. Cały czas zerkałem na twarz kochanka i upewniałem się, że mu się podoba. Chciałem tej jebanej akceptacji. Po jakimś czasie skończyliśmy w łóżku, ale i tam hamowałem się jak mogłem. Rozciągałem go palcami, potem lizałem jego długość i zassysałem się na główce, aż wreszcie powoli zacząłem w niego wchodzić.
- Mogę..? - zapytałem, niezbyt pewien, czy mogę popchać dalej, ale kochanek sam ponaglił mnie, abym już w niego wszedł do końca. Kochałem się z nim z początku bardzo płynnie, subtelnie, delikatnie. Odczuwałem z tego cholerną przyjemność. Dopiero kiedy byliśmy bardzo blisko końca, przyśpieszyłem ruchy i złapałem jego prącie, pomagając mu dojść. Zrobiłem to już na jego brzuch, który potem wytarłem, bo nie chciałem by znowu musiał je z siebie zmywać. Było jeszcze wcześnie, ale my i tak pozwoliliśmy sobie poleżeć, wtuleni w siebie. Głaskałem jego ramię i odpoczywałem. Wieczorem jednak, niestety, musiałem się zebrać i pójść do siebie. Clive i szczeniak to był obowiązek, nie mogłem ciągle zrzucać wszystkiego na Ririchiyo. Na noc zostałem już z synem.

| presz, możesz teraz pisać o dzieciaku |

środa, 13 grudnia 2017

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Obudziłem się chyba dopiero następnego dnia, czułem się dosyć nieswojo, kiedy Earl zaprowadził mnie do kliniki, później to usłyszałem diagnozę od doktora. Zakaz stresu, przepracowywania się, przez ten cały stres. Moje zdrowie się pogorszyło, chyba najgorsze co mogło mi się teraz przydarzyć. Osoby czyhające na moje życie mogą w sumie teraz uderzyć. Nie. nie. Pokręciłem głową, wstając z łóżka szpitalnego. Miałem wolne popołudnie, więc postanowiłem się trochę pochodzić po moim pokoju. Usiadłem przy biurku chcąc przejrzeć kilka dokumentów. Trochę później do środka wszedł Earl, padł na kolana obok krzesła.
- Wierzę ci - powiedział. - I chcę cię przeprosić.. za to co zrobiłem i za stresowanie cię. Po prostu.. przez głupią chwilę pomyślałem, że będziemy parą idealną i.. a potem Hanna.. przepraszam. Jeśli nie chcesz mnie widzieć, powiedz. Nie będę się narzucał. Wiedz tylko, że kocham cię najbardziej na świecie i nic tego nie zmieni.
- Ta.. Hanna..Z którą nic mnie nie łączy..
- Teraz już wiem.. - odparł i położył dłoń na moim udzie, gapiąc się na mnie tym swoim szczenięcym spojrzeniem. - Byłem cholernie zazdrosny.
- Teraz już wiem.. - odparł i położył dłoń na moim kolanie, gapiąc się na mnie tym swoim szczenięcym spojrzeniem. - Byłem cholernie zazdrosny.
- Uwierz, dałeś mi tego doświadczyć.. - Wstałem z krzesła
On również wstał, kiedy ja zmierzałem w stronę łóżka. Położyłem się, bo tak jak zalecił mi Ashworth, miałem odpoczywać i unikać stresu. Przy Earlu wydawało się to niemożliwe. Kiedy położyłem się na plecach, układając głowę na poduszkach, chłopak wdrapał się na pościel i bezceremonialnie wpakował mi na biodra, siadając najpierw prosto, a potem wtulił się całym ciałem.
- Kochanie..?- objąłem go delikatnie, biorąc głębszy wdech.
Tak oto nastała cisza, podczas której zacząłem się robić senny. Nie wiem kiedy, ale odleciałem do krainy snów. Obudziłem się dopiero następnego dnia, u boku swojego kochanego chłopaka. Nie spał już.
- Dzień Dobry..- szepnął, spoglądając na mnie.
- Dzień dobry serce moje- wtuliłem się w jego bok, zabezpieczając się przy tym przed jego ewentualnym odejściem.
- Długo spałeś, niedługo będzie trzeba się podnieść do pracy. - poklepał mnie.
- Ah.. Właśnie- zacząłem, jeżdżąc palcem po jego torsie- Mógłbyś mi dzisiaj pomóc z raportami? Dałbym Ci dzień wolnego w robocie, jeśli nie masz czasu to zrozumiem, to przełożymy to na kiedy indziej i to ja wtedy się zwolnię na chwile z obowiązków. Chciałbym trochę odpocząć. Chociaż trochę- szepnąłem.
Czekając w ciszy na reakcje, odnalazłem jego dłoń którą splotłem ze swoją. Było mi jakoś tak raźniej, mimo iż akcje z poprzedniego wieczoru dalej dźwięczały mi w głowie.


<Earl>

Obserwatorzy